Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/318

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

prędzej, i nie spojrzawszy już na stojącego w ganku Landlera — ruszył żegnając pałacyk na zawsze.




Po wyjeździe Celestyna, matka i córka długo siedziały martwe na pozór, ale nie mogąc ochłonąć z gniewu. Księżna podawała krople i zapachy, tuliła i całowała swe dziecię, w duszy klnąc człowieka, którego pokonać nie mogła...
Z wolna drzwi otworzył Landler i wszedł, domyślając się, że będzie potrzebny. Obawiał się ataku nowego, lecz gniew mu zapobiegł.
Pani Jadwiga była oburzona, podraźniona — nic więcej.
— Wyjechał — rzekł Landler chłodno — mogą więc panie być spokojne. Rzecz tak jak skończona. Powiedział mi tylko raz jeszcze stanowczo, że na rozwód nigdy nie zezwoli.
— A my się o pozwolenie jego pytać nie będziemy! wybuchnęła księżna.
Nie było sprawą doktora dłużej tę kwestyę roztrząsać; zaleciwszy uspokojenie, chciał się oddalić, gdy księżna ująwszy go pod rękę wyprowadziła aż do progu, zaklinając, aby to czego był świadkiem — pomiędzy nimi zostało.