Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/312

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Celestynowi przychodziło teraz na myśl, co mu Michał opowiadał: rzeczywistość smutna narzucała mu się coraz silniej — łudzić się dłużej nie mógł.
— Chcą, abym im zszedł z oczu? odezwał się smutnie. Słuchaj, kochany doktorze — przedewszystkiem ja muszę się przekonać, że to nie jest wymysłem matki, ale wolą Jadzi, potrzebuję sam mówić z nią. Jeżeli to niemożliwe — proszę cię, abyś był łaskaw, ty — widzieć się z nią i posłyszeć z jej ust...
Nie dokończył Celestyn — Landler podszedłszy do niego, chwycił za rękę i serdecznie ją ścisnął.
— Odwagi, odwagi, panie Celestynie! Idę natychmiast do żony pańskiej, musi mi kategorycznie powiedzieć czego chce. Chwila ta może być stanowcza dla was i dla nich. Lepiej niż się dręczyć wzajemnie, koniec położyć fałszywej sytuacyi.
— Chciałbym sam mówić z Jadzią — powtórzył Celestyn, i z jej ust posłyszeć.
— Postaram się o to — idę — odparł doktor mocno przejęty i poruszony. Czekaj pan na mnie, powracam... ale proszę, proszę być spokojnym.
— Widzisz, jestem spokojny — odezwał się smutnie Kormanowski — zrezygnowany jestem na wszystko, bo ją kocham i chcę widzieć szczęśliwą. Tak — kocham ją.
Landler już wychodził. Oczekiwała na niego niecierpliwie księżna i podbiegła zarzucając pytaniami.
— Księżna mi przebaczy — ale przedewszystkiem muszę mówić z panią Jadwigą.
Oburzyło to matkę, i nadąsała się na doktora.
— Tak — chodźmy do niej razem... chodźmy.