Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/309

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w niej wzbudził. Będzie szczęśliwa, gdy się go pozbędziemy...
Wstał doktor, i jakby czując nieprzyjemne brzemię, które na niego włożono, ociągając się wybierał wyjść. Dumał.
— Spełnię co mi księżna poleca, rzekł; jednakże uprzedzam, że muszę to wykonać stopniowo, przygotowując go, oszczędzając... Niepodobna chorego — jeśli w istocie chory — dobijać tak przykrym wyrokiem.
Księżna poruszyła się nic nie mówiąc, i nie bardzo uznając potrzebę oszczędzania, nie śmiała się jednak odezwać.
Landler grzecznie, lecz chłodniej niż zazwyczaj rozstał się z nią, odebrawszy rozkaz, by po widzeniu się z Celestynem przyszedł rapport zdać księżnie.
Usiłując twarzy swej nadać wyraz wesoły, doktor wszedł do żółtego pokoju. Był on przyjacielem domu, lecz nie tak dalece, aby za dobre uznawał wszystko, co się w nim działo. Akkomodujący się chętnie w małych rzeczach swoim możnym pacyentom, miał przecież sumienie i charakter szlachetny. Postępowanie tak bezwzględne z biednym człowiekiem oburzało go.
Celestyna zastał jeszcze spoczywającego na kanapie, ubogie jego tłumoczki właśnie zniesiono, a że nie było ich komu rozpakować, stały nieruszone. Jednem spojrzeniem na pacyenta, Landler zrozumiał stan jego. Długie doświadczenie dozwalało mu z oznak zewnętrznych poznać łatwo co się z organizmem działo. W istocie Celestyn był ruiną, jeżeli nie obrzydliwą, jak mówiła księżna, to przerażającą. Nie był to jed-