Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/301

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Kormanowski wziął go w ręce... odczytał na nowo i położył zadumany.
— Ona nie ma zwyczaju rozpisywać się z serdecznościami, rzekł. O to mniejsza; lecz rozwód jest po prostu niemożliwy... Może być w myśli matki, w rachubach familii, nie przeczę, lecz Jadzia na to nie pozwoli. Nie — nigdy! ja — także!
— A gdyby ona, dajmy na to przez matkę i familię namówiona zażądała go sama? Cóżbyś począł w takim razie? zapytał Michał.
Nie wiem, bom nigdy nie przypuszczał nic podobnego — odezwał się Celestyn. Jakaż przyczyna do rozwodu? — ja ją kocham...
Michał ramionami poruszył.
— Księcia Eustachego, którego znasz, rzekł cedząc — prowadzą na męża dla niej. Jest w łaskach wielkich u pań obu, bywa tam codziennie, ledwie że nie mieszka.
Celestyn poruszył ramionami.
— Doskonale o tem wiem, rzekł z uśmiechem lekceważenia — ale to jest, z pozwoleniem, salonowy dudek, który bawi Jadzię, ona go nigdy na seryo nie bierze. Może im być do posług potrzebny — może mu wygodnie jeść dobre obiady księżny; ale dla kobiety jak ona — jak Jadzia, tak wykształconej, tak znającej ludzi — taki bąk kręcący się po salonach! Widzę, że nie znasz mojej żony...
— Powtarzam ci, co powszechnie powiadają — powtórzył Michał. Przekonasz się sam wkrótce, czy to jest prostą potwarzą, czy też ma jaką podstawę.
— To nie ma sensu! zakończył Celestyn.