Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/285

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zdać sprawy. Było w nim coś z dawnej miłości, coś ze znużenia życiem, które nie odpowiadało nadziejom, trochę uporu i dumy, trochę pragnienia życia w świecie, do którego była przeznaczona, a zawadą do niego był ten mąż. Bytność u jego łoża pięknej Milki — w skutek wyjaśnień pewnych przyniesionych wprost z folwarku przez pannę Klarę, która miała politowanie nad Celestynem, a w duszy nie cierpiała swatającego się Eustaszka — mniej się teraz wydawała podejrzaną Jadzi.
Panna Klara przekonała ją, że tam na posłudze brakło, że się doktór dopominał pomocy, i pani Zastawska, o której nawet chory nie wiedział, sama się ofiarowała przez litość... i t. d.
Jadzia była zawstydzona tem, iż Celestyna tak wszyscy opuścili, czuła się winną. Miała trochę żalu do matki, do wszystkich, najmniej do siebie.
Tłómaczyła się w duchu obowiązkami gospodyni, koniecznością pozyskania familii.
Wieczorem chciała koniecznie odwiedzić męża, ale matka i tego dnia nie dopuściła jej do niego.
Pocieszano ją tem, że był znacznie lepiej, potrzebował spoczynku, a unikać kazano wzruszeń.
Kazała więc do siebie przywołać doktora, który zrażony obejściem się z sobą i z chorym wprawdzie stawił się, lecz w najgorszym humorze. Człowiek był młody, energiczny i o dwór ów książęcy niedbający wcale. Na sercu miał wypowiedzieć żal, jaki czuł do wszystkich.
Jadzia ułożywszy wielce zafrasowaną twarz, pośpieszyła z podziękowaniem przeciw niemu.