Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/284

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

O chorym powiadano, iż się ma cokolwiek lepiej, ale doktor zapowiada rekonwalescencyę bardzo długą i wielkich starań wymagającą. Ponieważ mówiono już o tem w salonie przy ks. Eustachym po wyjeździe gości, a Jadwiga tylko zimnemi westchnieniami nad sobą nie nad chorym, mieszała się do rozmowy, — księżna otwarcie wynurzyła zdanie swe, iż gdy takich starań troskliwych potrzeba, których chory na wsi mieć nie może, bo panie prawdopodobnie dla wypoczynku i rozerwania Jadzi będą zmuszone jechać do Warszawy — najwłaściwiejby było p. Celestyna wyprawić do miasteczka, w którem doktór mieszka...
Spojrzała na córkę namarszczoną jakąś, która nic nie odpowiedziała. Ale myśl była rzucona...
Celestyn, gdy mu przytomność powróciła, wcale nie pamiętał ani co się z nim działo, ani jak długo w tym stanie bezwiednym zostawał. Jak przez mgłę jakąś śniło mu się, że wdzięczną twarz kobiecą widział u łoża swojego, schyloną nad nim. Nie była to twarz żony... nie mógł nawet powiedzieć z jakiemi się ona wspomnieniami łączyła...
Ks. Eustachy, który doznał wielu łaskawych względów od kuzynki, w ciągu tych dni kilku, pozostawszy jeszcze na parę godzin, spodziewał się teraz, gdy byli sami, zbliżyć się bardziej jeszcze, wymienić kilka słów znaczących, pozyskać jakąś, choć dwuznaczną nadzieję. Zawiódł się w tem, bo Jadzia smutna teraz, jakby wytrzeźwiona, okazała się chłodniejszą, widocznie unikała pozostać z nim sam na sam i odprawiła go bardzo powszednią grzecznością...
W sercu jej odbywał się jakiś, mówiąc językiem wieku, proces, z którego ona sama sobie nie umiała