Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/281

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Milczałbyś! tupiąc ogromną nogą, zahałasowała żona. Ty sam na córkę gadasz... a to jest anioł. Na nią nikt nie śmie nic powiedzieć. Tyś takiej córki nie wart.
Podniosła pięść do góry, wszystko było skończone.
Podroba zamyślił się głęboko.
— A no! rzekł w duchu — może to i dobrze! Pan Bóg wie co robi. Jeżeli wyjdzie z tego kasza, prędzej się jegomości pozbędzie księżniczka, a Milce co ma być?
Ruszył ramionami.
Pani Zastawskiej do rana nie było.
We dworze nie postrzeżono z początku, iż się przy łożu Siostra Miłosierdzia znalazła — ale przez doktora dowiedziano się, iż tam jakaś kobieta siedzi. Panna Klara bardzo ostrożnie zajrzała, poznała Zastawską, i za głowę się pochwyciwszy, uciekła. Nie mówiła o tem jednak nikomu, pierwsza nie chcąc roznosić plotki, i zostawując sobie tylko jej potwierdzenie — jako na własne oczy to widziała.
Zastawska przez całą noc nie zmrużywszy oka, dopiero jasnym dniem, gdy doktór zapewnił, iż się bez pomocy jej obejść może, wcale się z sobą nie kryjąc, w obec służby pałacowej, wyszła z powrotem na folwark.
Goście dnia tego pozostali, choć dosyć niespokojni; hrabia Paweł wyprosił się wieczorem, bo mu pilno, ks. Herman konie dysponował do dnia, inni jechać mieli po śniadaniu.
Spytany doktór o polepszenie, na złość może i dla nastraszenia pokręcił tylko głową i rzekł: