Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/280

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Cóż ludzie powiedzą?
— Co zechcą! to mi wszystko jedno! odparła z energią Zastawska.
Podroba postał chwilę osłupiały, nacisnął czapkę na uszy i poszedł. Trzebaż było, aby własna jego córka poświęcała się dla wroga jego!
Przy doktorze nie śmiał robić wrzawy, ani popełniać gwałtu. Milka zaś okazywała tak mocne postanowienie, iż walczyć z nią było trudno. Pomyślał więc, iż matkę po nią posłać będzie skuteczniej.
Rządczyni lamentując niespokojna, biegała około folwarku, gdy zdyszany wrócił Podroba.
— A co! zawołał z daleka: pięknie się acani córka spisała! Wiesz gdzie jest? Oszalała! Poszła chorego pilnować! ani jej ztamtąd wyciągnąć!
Podrobina nawykła była zawsze brać stronę ulubionego dziecka, i nigdy z mężem w ogóle nie godziła się na nic. Było jej może przykro, że się córka tak zaafiszowała — ale potępić jej nie chciała.
— No, to, co? odparła — to co? kiedy tam nikogo do dozoru nie ma, że się poczciwa kobieta znalazła, co mu wody poda? to co?
— Otoż masz! krzyknął rządca. Ale ona tam na całą noc chce zostać, ani myśli odchodzić!
Rządcyni splunęła...
— Bo ma poczciwsze serce niż wszyscy! — zawołała — ja jej za to nie połaję. Co ma być? Będą jej w pałacu wdzięczni.
— Ale! wdzięczni — wołał rządca. Już i tak paplanina była, że się w parku schodzili, teraz powiedzą gorzej!