Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/279

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

do matki, i tam nie znalazł; jejmość powiadała, że jej wcale nie widziała... Rządca wyjrzał do ogródka. Stróżka, która ziele w nim rwała dla krów, na zapytanie opowiedziała, iż pani młoda poszła do parku...
Podroba zawrócił się do dworku uspokojony. Tymczasem robiło się ciemno, późno, a Milka nie powracała. Wpadła jejmość zaperzona, klnąc męża i rozpędzając sługi, aby Milki szukały, czy gdzie nie osłabła — co się z nią stało?... Noc już nadchodziła. Podroba sam niespokojny, jakby go co tknęło, czapkę pochwyciwszy, wprost pobiegł do pałacu... i do mieszkania pana Celestyna.
Tam cisza panowała, choć pałac cały był w ruchu, śmiechach i wrzawie. W przedpokoju nie znalazłszy żywego ducha, Podroba ostrożnie drzwi uchylił... W mroku słabo lampką nocną oświeconym ujrzał uśpionego w krześle doktora, a nad łóżkiem schyloną córkę, która głowę chorego okładała płatami mokremi...
Usłyszawszy drzwi skrzypnięcie, Milka spojrzała ku nim. Widok ojca, którego poznała, bynajmniej jej nie strwożył; dała mu znak, aby zaczekał, i skończywszy okładanie, wyszła do niego.
— Cóż ty, jak Boga kocham! oszalała? — zawołał Podroba. Co ty tu robisz? po co?
— Byłam potrzebna — odparła Milka — nie ma nikogo do posługi. Bez litości są ludzie. Proszę ojca powracać — ja tu zostanę.
Targnął ją za suknię rządca, ale mu się wyrwała.
— To obowiązek miłosierdzia chrześciańskiego — odezwała się; — spełnię go — bądź co bądź...