Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/275

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Księżna występowała tak gwałtownie, iż Jadzia, może nie mająca zbytniej ochoty do spełniania obowiązków Siostry Miłosierdzia, zawahała się. Szlafroczek wypadł jej z rąk, usiadła na krześle przy łóżku, a księżna dała znak pannie Klarze, aby panią rozbierała. Apatycznie dając z sobą czynić co chciano, Jadzia pozostała zadumana i smutna... Wstyd jej było uledz... a zarazem obawa jakaś odpędzała ją od tego łoża chorego.
— Więc nie ma niebezpieczeństwa? spytała, zwracając się do matki.
— Jakież, zkąd miałoby być niebezpieczeństwo? poczęła księżna. Gagacik, któregoś rozpieściła, zgryzł się, że go nie tak honorowano jak żądał, żółć się w nim wzburzyła... Nic mu nie będzie...
— Jest doktor? dodała Jadzia.
— Jest, jest — i Rymund, który wszystkim zawsze na złość robić lubi, umyślnie tam zagląda i przysiaduje...
Jadzia uspokojna, westchnąwszy ciężko, dała się położyć do łóżka i ze znużenia zasnęła prędko.
W ciągu dnia więcej przez ciekawość niż przez miłosiedzie książę Eustachy kilka razy zabiegał do przedpokoju chorego, dopytując, co się z nim dzieje? Raz nawet wywołał doktora i wprost go znaglił, ażeby mu kategorycznie opowiedział, czy jest i jakie niebezpieczeństwo zagraża Celestynowi? Lekarz, którego oburzało postępowanie rodziny, kwaśny i gniewny, wprost odpowiedział pytającemu, że w zapaleniu mózgu tak silnem za nic ręczyć nie można.
Książątko z tą nieprzyjemną wiadomością powróciło do salonu i udzieliło jej na ucho wszystkim zna-