Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Znasz mnie nadto, ażebyś mógł posądzić, żem wyszedł choć na chwilę z mej roli biernej. Nie zapomniałem się — to pewna: nie powiedziałem słowa, nie posunąłem się ani na pół kroku po za granicę mych obowiązków... ale gdy się kocha... miłość tajona i tłumiona zdradza się oczyma, milczeniem, jednem niczem...
P. Michał słuchając tych zeznań więcej okazywał zniecierpliwienia, niż zajęcia niemi. W końcu przystąpił do Celestyna, ręce mu położył na ramionach, wstrząsnął nim i zawołał:
— Dość tych ślamazarnych marzeń! Potrzeba być mężczyzną i uczciwym człowiekiem. Cobyś powiedział o młodym nauczycielu przyjętym do zacnego domu, któryby korzystał ze zbliżenia się do niewinnego a rozpieszczonego dziecięcia i chciał mu zawrócić głowę?
— Potępiłbym go — odparł wstając Celestyn... nie wątpisz o tem.
— No — a zatem nie pozostaję ci nic nad uwolnienie się od lekcyj — rzekł Michał, — i to co najprędzej. Ty weź się do pracy i staraj się o marzeniu zapomnieć...
Celestyn smutny i milczący poczynał się już wybierać z powrotem do domu, widząc przyjaciela prawie nadąsanym. Na stole przy kapeluszu jego leżał tom poezyj Mickiewicza, który właśnie księżniczka mu oddała.
Michał machinalnie wziął go w rękę, a w tej chwili kartka z niego wypadła. Celestyn zarumienił się mocno; spojrzeli na siebie. Podniósł ją drżący, i nie mógł się wstrzymać, mimo przytomności przyja-