Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/267

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Była to pierwsza przykrość jawna, na którą został narażony. Uczuł ją mocno, ale i Jadzia poruszyła się trochę, i matka ledwie ją mogła uspokoić, tłómacząc hrabiego znanemi jego dziwactwy.
Ponieważ wszyscy prawie wyszli byli na ganek dla powitania, niczyjego oka nie uszło znalezienie się hrabiego i ośmieliło drugich do wstępowania w jego ślady.
Ignorowano więc zupełnie pana Celestyna, choć gospodarzem się tu nazywał. Od nadchodzącego niektórzy się odwracali, inni na zapytanie odpowiedziawszy zaledwie, śpieszyli zaczepić kogo innego, nawet niedawno tak pragnący spoufalenia się, Eustaszek starał się nie widzieć Celestyna i unikać zbliżenia do niego.
Było to tak dotkliwe i widoczne, że Jadzia dostała wypieczonych rumieńców, a księżna ucieszyła się tem wielce.
Celestyn w najboleśniejszem położeniu, ledwie jednego znalazłszy Rymunda, który z nim mówić był łaskaw — blady, rozdraźniony stał się jeszcze sztywniejszym niż zwykle.
W takiem usposobieniu trudno mieć umysł przytomny, niewszystko więc, na coby był powinien zwracać uwagę — widział i rozporządził jak chciano.
Na ochotnika wystąpił książę Eustachy nie proszony, w roli jakby przyjaciela domu i wice gospodarza. To jeszcze bardziej zepchnęło Celestyna z jego stanowiska i — unicestwiło...
Rządziła się księżna matka, Jadzia, ks. Eustachy, tak, że Celestynowi prawie nic do czynienia nie zostawało; a że i bawić nie miał kogo, osamotniony,