Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/266

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

głównych matadorów, księcia Hermana z akolitą panem Jerzym, hrabiowstwa Kozerskich, Rymunda, markizę Żulietę. Oprócz nich na usilne prośby i nalegania przybył hrabia Paweł, dwakroć i blizko z rodziną spokrewniony, dumą i pańskością przechodzący wszystkich jej członków. Arystokrata w najtrywialniejszem wyrazu tego znaczeniu, hrabia Paweł otwarcie i jawnie śmieszny swojemi pretensyami do znakomitego imienia. Zdawał się posuwać niekiedy wyznanie swej wiary do takich krańców ostatecznych — jakby mu szło o pochlubienie się ekscentrycznością.
Powierzchowność też miał odpowiadającą roli, jaką grać pragnął. Słuszny, chudy, z głową długą do góry podniesioną, z piersią wydatną, patrzący na ludzi z wyżyn jakichś, mało mówiący i często niegrzeczny, hrabia był w towarzystwie nieznośny. Wielkie stosunki po dworach, w świecie urzędowym, stolicach, tytuły, o które się starał, ordery jakiemi był okryty, zmuszały oszczędzać go i znosić. Hrabia był wdowcem, a dwaj synowie jego, jeden w służbie wojskowej, drugi w administracyjnej na dalekich posadach, prawie byli rodzinie nieznani.
Nadjeżdżającego senatora hrabiego sama księżna i Jadzia wyszły powitać w ganku, a ostatnia męża mu zaprezentowała.
Senator spojrzał na niego z góry, zaledwie głowią kiwnąć raczył, i chociaż wszystkim rękę podawał, jemu jej nie wyciągnął.
Celestyn z dumą małego człowieczka zniósł to, nie dając poznać po sobie. Z obowiązku gospodarza odprowadził senatora do jego appartamentu, ukłonił się i nie próbując zawiązać rozmowy, wyszedł.