Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/265

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

poważnej zapatrujących się na życie, gdy Eustaszek nawet najbardziej seryo chcąc się okazać, lekko brał wszystko.
Dla jednego życie było zadaniem, dla drugiego zabawką.
W przeciągu tych dni kilku książątko niepodoławszy Celestynowi, szczęśliwszem było z Jadzią. Ta po mężowskiej powadze znajdowała dowcip kuzyna wcale miłym, i bawiła się nim chętnie. On zaś tak ją wynosił, tak umiał słuchać, tak uwydatniał wszystko co robiła, pochlebiał jej miłości własnej, a zręcznie przypominał swe uwielbienie, że zyskał żywą sympatyę.
Zaszedł tak dalego, iż żartami zawsze, delikatnie, z lekka wyśmiewał Celestyna, jego sztywność, jego pedanteryę; a że dodawał pochwały — uchodziło mu to.
W ten sposób przyzwoity wyszydzany człowiek, choćby mu z innych względów oddawano sprawiedliwość, zawsze w oczach kobiety napiętnowany zostanie.
Pewne śmiesznostki, na które Jadzia nie zwracała dawniej uwagi, staraniem kuzyna zostały uwydatnione i przylgnęły do obżałowanego. Książę był dla niego, jak mówił przed żoną, z najwyższym szacunkiem — ale któż słabostek nie ma?
W wigilię dnia wrześniowego, który pamiętny był narodzinami księżniczki, cała rodzina, kolligaci, powinowaci zjechali do Zbyszewa.
Celestyn miał niezmiernie wiele do czynienia, bo pierwszy mężczyzn przyjmował, umieszczał ich i czuwał, aby im na niczem nie zbywało. Znamy już