Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/264

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Matka niezmordowanie śledziła wszelkie poruszenia i słowa córki, aby z nich skorzystać, lecz pora do czynnego wystąpienia przeciwko znienawidzonemu Celestynowi nie była nadeszła. Wojnę czuć było w powietrzu, choć mocarstwa jej jeszcze sobie nie wypowiedziały.
Dla Celestyna ten zjazd familii był groźny. Wiedział, że członkowie jej przyjaźni mu być nie mogą. Kilka więc co najmniej dni sposobił się na ciężką próbę cierpliwości.
Żona zalecała mu z góry, aby się starał przypodobać jej krewnym.
Na kilka dni przed urodzinami, pierwszy zjawił się ks. Eustachy, który pomimo ostatniego chłodnego przyjęcia, nadziei nie tracił, że się w łaski Jadzi wkraść potrafi.
Z wielką zręcznością na wypadek wszelki należało mu i postanowił poprzyjaźnić się z Celestynem. Pierwszy względem niego wystąpił z pewną poufałością, nazywał go kuzynem i zaczął go nachodzić, godzinami się zasiadając.
Pomiędzy tymi dwoma ludźmi punkta zetknięcia się były tak małe, kierunek umysłów tak różny, temperamenta tak odmienne, iż przy największem staraniu ks. Eustachego zbliżenie się rzeczywiste nastąpić nie mogło.
Eustaszek zabawiał dowcipem, zajmował opowiadaniami, lecz do żadnego szczerszego wywnętrzenia nie przychodziło. Książę się tem nie zrażał. Im Celestyn bardziej się okazywał zamkniętym, tem ciekawszym był go otworzyć. Ex-professor był jednym z tych ludzi poważnych we wszystkiem i ze strony