Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/254

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Zaproście... mówiła dalej — a gdy przyjedzie, dasz mi wiedzieć... Ja z przechadzki do was zajdę, bobym ją zobaczyć chciała. Przecież to moja chrzestna córka... Wypadnie ją może kiedy na obiad zaprosić.
Zagadkowo jakoś wypowiedziawszy to księżna, potarła czoło.
— Proszęż cię, abyś zrobił jak mówię. Ani złego, ani dziwnego w tem nic nie będzie... Spuść się na mnie.
Milczał Podroba.
— Waćpan wiesz — dodała — ten filut zwąchał pismo nosem, i wczoraj u stołu sam niby tak sobie obojętnie zaczął mówić o spotkaniu z córką waćpana w ogrodzie!!
Rządca zadrgał cały i twarz mu się zaczerwieniła mocno, a pot na czoło wystąpił. Nie mógł odpowiedzieć nawet, bełkotał tylko.
Poszeptała mu księżna coś na ucho, i odprawiła go co rychlej.
Jadzia pomimo prośb i zaklęć matki, aby się zachowała z taktem, zbyt była poburzona, aby nie dała poznać po sobie gniewu i żalu. Wieczorem drugiego dnia sam Celestyn wywołał otwarte wystąpienie.
Fenomenem niebezprzykładnym było, iż ile razy gniew czuła Jadzia i żal do męża, tylekroć miłość jej dla niego się wzmagała i gasnąca już wracała z dawną gwałtownością. Rachuba matki w tem była fałszywą właśnie, iż rozbudzając namiętność jedną, związku jej z drugą widzieć nie chciała.
Celestyn z taką szczerością i dobrą wiarą wyspowiadał się przed żoną, tak był przekonywającym,