Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/251

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Głos młodej pani drżał, księżna patrzała na nią i Celestyn.
Nowa burza była w powietrzu.
Celestyn jakby się czuł zupełnie niewinnym, śmiać się począł.
— Kochana Jadziu — rzekł — nie ten jeden raz, ale parę razy spotkałem się w parku z panią Zastawską... Zdaje się, że przechadzki po nim mają dla niej urok wielki... a nie sądzę, żeby zabraniać jej tej rozrywki godziło się.
— Może nie przechadzki urok mają, ale spotkania — dorzuciła mocno zagniewana Jadzia.
Mąż spojrzał na nią i śmiał się.
— Jadziu kochana, rzekł — gdyby w tem było coś podejrzanego, pozwólże sobie powiedzieć, iżbym ci z tego nie zwierzał się. Jakże mnie możesz posądzić?
Patrzał na nią z tak naiwnem podziwieniem, iż się zawstydziła w końcu swej zazdrości i poczęła udawać obojętną.
— Nie przywiązuję do tego żadnej wagi, rzekła dumnie — ale ludzie mogliby z tego upleść coś dla nas wszystkich niemiłego...
— Ja też do parku wieczorami chodzić przestałem — rzekł Celestyn, — i przechadzam się teraz w alei lipowej naprzeciw dworu. Tam oprócz włościan wracających do domu nie spotkam nikogo...
Jadwiga zwróciła rozmowę na co innego, lecz pomimo udanej obojętności, obrażona była i nadąsana. Celestyn nie zważał na to.
Po obiedzie matka z córką zostały same.
— Ciekawabym też była tę tak ładną i miłą córkę pana Podroby poznać — odezwała się Jadwiga. Mama