Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/249

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jedwabnych słówek ma zapas dobry na oplątanie nieszczęśliwych niewiast. O! to ptasio...
Zamyślona, wzruszona stała księżna, niepewna co ma począć.
— Ale słuchajże Podroba! Czemużeś ty mi tego zaraz nie powiedział? odezwała się. Teraz już za późno. Córce zakazałeś chodzić... Niechby była Jadzia na swe oczy i na uszy widziała i słyszała... a przekonała się o zdradzie, byłby jegomość należytą dostał odprawę.
Podroba spuścił głowę zadumany.
— Niech księżna dobrodziejka raczy mnie posłuchać — dodał, — żebym ja znowu na niewinną moją Kamilkę nie naciągnął podejrzenia — bo to poczciwe dziecko Bogu ducha winne...
Trudno jej było zagadniętej nie odpowiedzieć, a zaraz uciekać... Nic tam nie było oprócz rozmowy, tak... bom słuchał — o różnych rzeczach obojętnych... ale że on miał na myśli licho, że nie darmo się wieczorami przechadzał!...
— Łajdak! zawołała księżna poruszona mocno... Trzeba go zdemaskować... Czekaj no!
— Kamilka bo już wyjechała nazad do męża — odezwał się Podroba...
— Pomówimy o tem, mój stary — dorzuciła księżna, słysząc nadchodzącą córkę i odprawiając co rychlej rządcę, który rad był uniknąć spotkania z młodą panią.
Księżna matka osnuwając cały plan na tem co jej rządca zwierzył — chociaż wzruszona i podraźniona, przed córką się tego dnia nie wydała z niczem.