Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/248

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z nas wyszedł tam użyć świeżego powietrza... A nasza Milka lubi passyami chodzić w cieniu, sama jedna..
Księżna z coraz bardziej natężoną uwagą się przysłuchiwała, twarz jej zachodziła rumieńcem.
— Raz powraca Kamilka bardzo poruszona i powiada — ciągnął dalej Podroba — że się z panem Kormanowskim spotkała — i że nawet gadali z sobą. No — nie było w tem nic szczególnego, powiadam jej tylko: — A niechodźże do parku póki państwo są, bo się może kto pogniewać. Tymczasem Kamilka, jak się okazuje, nie posłuchała mnie, ale, myśląc że w późnych godzinach w parku nikogo nie ma, wyrwała się znowu... Ja już o tem nie wiedziałem nic, bo mi się nie przyznała — alem nie rychło podpatrzył, a oni sobie na ławeczce pod lipami mało nie codzień na gawędkę chodzą!!
Fiu! fiu! dwoje młodych ludzi, o takiej godzinie.
Dopieroż ja na Kamilkę...
Księżna przerwała Podrobie.
— Czyś waćpan oszalał — na cóżeś ich spłoszył? Toć była doskonała rzecz zejść ich na romansowaniu!
— No — ja o romansowaniu znowu, proszę jaśnie oświeconej dobrodziejki — wtrącił Podroba — nie mam żadnego przekonania. Kamilka jest stateczna i uczciwa, onaby się nie wdała w to, ale że temu jegomości, po roku ledwie ożenienia, mając takiego anioła, któremuby powinien tylko u nóg leżeć — zachciewa się już nowych łakoci...
Ja za Kamilkę ręczę, ona pewnie złego na myśli nie miała, ale lubi gadać, czyta dużo... i to ją gubi, bo się w głowie od tego mąci. Jegomość ten widać