Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/244

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Gorąco bardzo — począł Podroba — rachując się ze słowami tak, aby od razu nie przestraszyć zbytecznie. Młody pan, no — zdaje się doświadczenia ma mało, a rozumny, to mu się naturalnie zdaje, iż rozumem wszystkiego dojdzie; a tu, jak to W. Ks. Mość wie najlepiej, doświadczenie i praktyka grunt... Ale cóż? trzeba się akomodować i być cierpliwym, gdy taka jest wola J. O. pani i księżniczki...
— Ja się lękam, szepnęła wahając się księżna, — aby on nam tu tą zbytnią gorączką i ochotą przerabiania wszystkiego, nie poplątał i nie popsuł...
Podroba głową kiwnął, potakując z sardonicznym uśmiechem.
— Cóż tu mówić — dodał, — J. O. pani najlepiej, najtrafniej to pojmuje... Ja się tego lękam...
— No — a jakże go waćpan znajdujesz? przerwała pani, — mów mi szczerze, otwarcie...
Rządca cofnął się niby przestraszony.
— W. Ks. Mość przebaczy mi — odezwał się — nie moja to rzecz sądzić o tak wysoko dziś położonym człowieku...
— Ale przecię, przecię... W. Pan ma wzrok bardzo bystry, sąd bardzo trafny. Nieraz tego doświadczyłam...
Podroba spuścił głowę — milczał.
— Waćpan mnie znasz od tylu lat! mówiła, zachęcając do zwierzenia się księżna — jesteśmy starymi przyjaciołmi.
Rządca pośpieszył w rękę pocałować i do kolan się schylił.
— Cóż tam moje mizerne zdanie znaczy, rzekł krzywiąc się. Jak skoro nasza księżniczka go