Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/223

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Spojrzały na siebie; matka się uśmiechnęła, Jadzia zagadała znowu o Celestynie, i dając matce dobranoc, wróciła do swoich pokojów.
Zdało się jej, że mąż z pewnością przyjdzie do niej — oglądała się i słuchała, czekała napróżno. Niecierpliwość wzrastała. Parę razy zerwała się sama pójść do niego i zrobić mu scenę — ale duma nie dopuściła. Około północy wzburzona położyła się do łóżka.
Nazajutrz rano pierwszem pytaniem jakie zadała pannie Klarze, było: czy mąż wstał już?
— O! już go nawet w domu nie ma! odparła stara sługa — wyszedł bardzo rano, i prosił, aby go z obiadem nie oczekiwano...
Nie odpowiadając na to — pani Jadwiga ubierać się zaczęła...
Panna Klara łatwo poznać mogła, iż dnia tego nie trzeba jej było draźnić najmniejszem przeciwieństwem.
Celestyn spędziwszy noc w gorączkowych marzeniach — wstał rano, postanowiwszy udać się na cały dzień na Pragę.
Siostra już się go spodziewała.
Wczorajszy wieczór byłby może dotknął go daleko boleśniej, gdyby nie zajęcie rodziną własną i nadzieja widzenia matki. Z bijącem sercem pojechał na Pragę, i porzuciwszy dorożkę zdala od dworku, pieszo poszedł do niego...
W ganku widać już było białą sukienkę, pod którą się Leokadyi domyślał. Łzy dobywały się z pod