Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/221

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czy nie poznał, czy nie zrozumiał — lecz nie zdawał się bynajmniej poruszonym. Mieszał się do rozmowy, a oczy żony, które go z groźbą szukały, nie mogły z wejrzeniem jego się spotkać.
Ks. Eustaszek nadto był dobrym znawcą ludzi i fizyognomij, aby całej tej gry nie dostrzegł i po części jej sobie nie wytłómaczył.
Cały wieczór zszedł na utarczkach podobnych. Zyskał w nich najwięcej książę, bo Jadzia na przekorę mężowi, dla obudzenia w nim zazdrości, może przez fantazyę jakąś chorobliwą, starała mu się przypodobać, kokietowała go jawnie, poufaliła się, zawróciła mu głowę, i poszła tak daleko, że matka, która była uszczęśliwiona tem, musiała dawać znaki, aby się do zbytku już od razu nie kompromitowała.
A Celestyn? Rachuba na umartwienie go zdawała się zupełnie chybiona: siedział spokojny, prawie bez zmarszczki na czole, nie okazując ani zazdrości, ani złego humoru.
Naturalnie powiększało to jeszcze gniew Jadzi, która, gdyby nie oczy na nią patrzące, możeby się rozpłakała. Oburzona była przeciw niewdzięcznikowi i poprzysięgała mu zemstę.
Nie wiedząc już co wymyślić, aby go znękać, zabrała Eustachego, podając mu rękę, do swojego saloniku, poszła z nim sama i pozostała dość długo, zostawując męża z matką zaniepokojoną tym wybrykiem córki.
Celestyn tymczasem bawił nadąsaną mamę z tąż samą swobodą i humorem, jakich już wprzódy dał, próby.