Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/218

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Jadzia słuchając zarumieniła się. Pozazdrościła Celestynowi tego wystąpienia, i natychmiast mowę mu przerwała.
— Ja zaś — rzekła — choć się często zachwycałam i tą naturą tak do naszej niepodobną, a tak życia pełną, i dziełami sztuki, naprzekór Celestynowi gotowam dziś strony ujemne podnieść! Nie zbywało na nich! Włochy są brudne, Włosi są oryginalni, ale grosza chciwi — starożytności pofałszowanych mnóztwo — powietrze albo gorące nadto lub przejmujące chłodem... Słowem...
Ks. Eustachy gotów był stanąć po stronie kuzynki, gdy Celestyn z odwagą, z jaką wystąpił naprzód — mówił dalej, nie zważając na to, iż żona dawała widoczne oznaki zniecierpliwienia.
— Strony ujemne — rzekł — nikną przy wrażeniach silnych, i dopiero teraz może Jadzia je sobie przypomina, bo na miejscu widziałem ją równie jak ja zachwyconą.
Nienawykła do tak śmiałego występowania męża, młoda pani groźnie się zmarszczyła.
— Ja sądzę, wtrącił książę grzecznie, że właśnie to, iż poglądy państwa może były różne, i każde z nich jedną stronę widziało silniej — dopełniało to wrażenia, i mogło być wielce przyjemnem. Nic smutniejszego nad monotonną zgodę umysłów...
Celestyn się uśmiechnął z lekką ironią.
— Książę masz słuszność, rzekł: maleńkie różnice zdań wywołują dyskussyę i doprowadzają do nowych i niespodzianych poglądów. Właśnie ja wiele pod tym względem winienem mojej żonie, bez której na bardzo