Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/217

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wało go nic odegranie tego prologu, bo miał niezmierną wprawę do ról salonowych miłostek.
Na Jadzi uczyniło to widoczne i miłe wrażenie, przyjęła go daleko lepiej, serdeczniej, poufalej niż kiedykolwiek. Grunt był doskonale przygotowany przez matkę, chwila trafnie wybrana.
Książątko nie wiedząc dobrze, jakie tu stanowisko zajmował mąż teraz, a domyślając się qu’il etait dégrossi, otargany i na stopie równości z rodziną, zwrócił się bardzo grzecznie do niego, ścisnął za rękę, przemówił żywo i zawiązał rozmowę.
Celestyn zwykle milczący, nawykły do biernego stanu, w tej chwili jednak podraźniony przez żonę, uczuł w sobie odwagę, ochotę do mówienia — zuchwalstwo dziwne. Śmiejąc się, ze swobodą odpowiedział księciu, i — Jadzia patrzała na niego ze zdumieniem — stał się jakby innym człowiekiem. Księżna matka, dla której to było jakby rewelacyą nową, bo od spotkania się z nim we Wrocławiu nie słyszała go mówiącego tym tonem i z taką śmiałością — osłupiała niemal. Miałażby się na nim omylić?
Książę dopytywał o podróż.
— Podróż była jakby snem czarującym, począł Celestyn. Włochy mają dla wszystkich urok wielki, dla tych nawet, co na piękności natury są ślepi, a sztuka i piękna poczucia nie mają, cóż dopiero gdy się je zwiedza w takich jak my szczęśliwych warunkach, i z takiem usposobieniem do pojęcia wszystkiego co piękne, jak moja żona! Włochy też dla mnie oświecone tem słońcem były prawdziwie zachwycające...