Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/216

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

go dumnie, obeszła go do koła, i nie przemówiwszy do niego, udała się do matki.
Celestyn podumał jeszcze chwilę, stojąc jak wryty, i zawrócił się do swojego pokoiku... Tu mu oznajmiono, że herbata czeka. Wszedłszy do jadalni, znalazł już żonę i księżnę za stołem, a pannę Klarę zajętą herbatą, z którą jak się zdaje, nie oczekiwano na niego, a może się nie spodziewano. Obie panie były nachmurzone, nadąsane, jakby po niemiłej rozmowie, którą przyjście jego przerwało. Domyślić się mógł łatwo, co było jej przedmiotem.
Gdy usiadł, nikt się nie odezwał do niego, nie patrzano nań...
Jakby dla wyrwania ich z tego przykrego położenia, kamerdyner zdziwionej niby księżnie oznajmił — ks. Eustachego...
Wcale się go tu nie spodziewano; ale księżna żywo bardzo poruszywszy się, prosić kazała, a Jadzia okazała wielką uciechę z przybycia kuzyna. Już to samo w tej chwili dogadzało jej, że mogła w obec męża okazać się wesołą, zemścić się na nim lekceważeniem, a przed Eustaszkiem popisać się owocami podróży i doświadczenia...
Wreszcie — wiedziała od matki, że Eustaszek zawsze się w niej kocha, a kobiety, choćby najobojętniejsze dla zakochanych, zawsze pewną słabość ku nim czują.
Ks. Eustachy wpadł raczej niż wszedł do salonu udając niecierpliwego, poruszonego, zgłodniałego, przywitał księżnę i rzucił się do rąk Jadzi z takim zapałem, jakby zakochany był w istocie. Nie koszto-