Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/197

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kający wdzięk zastąpić wyszukanym strojem, błyskotkami, toaletą, która tylko uwydatniała czego jej brakło...
Ubrania osobliwe, bijące w oczy, jaskrawe, dziwnego kroju niemal ją czyniły śmieszną.
Chociaż sama zażądała tej podróży tête à tête z mężem, nie pozwalając nawet matce towarzyszyć sobie, Jadzia wprędce się znużyła samotnością we dwoje. Brakło jej słuchaczów potakujących, wielbicieli jej umysłu, admiratorów dowcipu, którego, jak się jej zdawało, Celestyn ocenić nie umiał.
W dalszej po Włoszech podróży kilka pobieżnych znajomości z cudzoziemskimi turystami, rozerwało ją przyjemnie. Żeńskiej tylko znajomości unikała, gdyż coraz bardziej była o męża zazdrosną.
Celestyn, który w pierwszych dniach napróżno usiłował znaleźć jakiś środek porozumienia się z żoną i wyjścia z gorączkowego stanu do spokojnego życia zgodnego — w końcu widząc, że chyba czas i cierpliwość doprowadzą do tego, stał się powolnym, biernym sługą, lecz nie umiał ukryć pognębienia swego i uczucia zawodu, jakiego doznał.
Uśmiechał się smutnie, nadskakiwał jej, lękał objawić woli swej w najmniejszej rzeczy.
Oboje widzieli teraz co chwila wyraźniej, że się na sobie zawiedli. Harmonii tej, jakiej się spodziewali, nie było między nimi.
Księżniczka kochała, i tem mocniej draźniło ją to, że ideał, do którego się tak przywiązała, tracił w jej oczach... Jakkolwiek Celestyn miał obyczaj i zewnętrzne cechy jak najlepiej wychowanego człowieka, w bardzo wielu drobnych odcieniach, które