Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/153

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przygotowań, i opór rodziny już ją tylko niecierpliwił.
Gospodyni z pośpiechem podeszła na jej powitanie, ks. Marcin także zbliżył się dla ucałowania rączek. Reszta towarzystwa z podbudzoną ciekawością, ale chłodno ją przyjęła...
— Jeżeliście państwo nas ogadywali, śmiejąc się poczęła wchodząca, — niechże nie przeszkadzam. Wiem, że na mnie i na tę biedną Jadzię rzucacie pioruny, ale myśmy się już z tem oswoiły...
Obejrzała się księżna dokoła i siadła.
— Ja już tylko pana Boga proszę, mówiła żywo, — aby co rychlej wszystko się skończyło. Doktór Landler podróż na południe dla Jadzi znajduje bardzo pożądaną i potrzebną. Dziecko temi wszystkiemi historyami tak jest znękane...
Wyzywała oczyma księżna odpowiedź jakąś, ale Roza zacinała wargi, ks. Herman patrzał i głową kiwał, ks. Eustaszek śmiał się złośliwie.
— Dzieci wyjadą do Włoch, ciągnęła dalej, — a ja tymczasem skończę im dom urządzić na wsi, bo podobno Jadzia w mieście nie myśli mieszkać, a ja za nimi też pociągnę... Dom stary, obszerny, ale musi być bardzo opuszczony, będę miała dużo do czynienia, to mnie rozerwie..
Nikt nic nie odpowiadał.
— Żulieta, co ma tyle gustu, dodała księżna — a zajęcie jej tu żadne nie trzyma — powinnaby jak tylko syn wyjedzie, ulitować się nademną i towarzyszyć mi na wieś.
Słuchano z ciekawością księżny, która mówiła tak jakby uniknąć chciała jakiejś niemiłej zaczepki od