Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zarumieniło się samowolne dziewczę.
— Cóż to za plotki? przerwała.
— Ludzie mówią o głupiem jakiemś... zamążpójściu? ale to nie ma sensu... temu nikt nie wierzy.
Jadzia oczy ciągle trzymała spuszczone, słuchała cierpliwie, na twarz jej tylko wystąpił silny rumieniec gniewu, który tamowała.
Z wolna poczęła podnosić powieki, wpatrzyła się śmiało w hrabinę, i zimno przemówiła:
— Nie wiem o plotkach żadnych — ale w istocie wychodzę za mąż. Jestem zaręczona. Zrobiłam wybór, który się dziwnym wydać może, lecz jest to razem serca i rozumu wyborem.
Uśmiechnęła się z dumą i ironią.
— Cóżem winna, że z tych paniczów z mitrami i bez mitr, których mi pokazywano, żaden się nie podobał? Z żadnym z nich rozmowy poprowadzić niepodobna... tak są dziecinni!
Hrabina marszczyć się zaczynała.
Ma chère! przerwała — można lubić ludzi bardziej seryo, chociaż są okrutnie nudni, gdy się ich ma dłużej — ale nie wychodzi się za mąż za człowieka... nie naszej kondycyi...
— Hrabina znajduje? odparła Jadzia. Ja jestem innego przekonania. Prawa nie ma żadnego...
— Pisanego nie ma, ale są tradycye, zwyczaje, konwenanse przyjęte w świecie, do których należymy, a te szanować musimy...
— Hrabina znajduje! powtórzyła księżniczka ze wzrastającym wyrazem szyderstwa... Ja jestem innego zdania. Mój narzeczony jest człowiek bardzo przyzwoity, miły...