Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/110

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jak mówił, deliryum tylko tłómaczyć mogło, — salon był pełen dalszych krewnych, rozciekawionych a gniewnych.
Hrabia i hrabina Kozerscy, których księżna wujem i ciocią nazywała, zajmowali tu pierwsze miejsce. Hrabina Róża, osoba sześćdziesięcio-letnia, wyprostowana, wysznurowana, ogromnego wzrostu, majestatycznej postawy, sławną była z rodowej swej dumy, z pretensyj arystokratycznych i niemniejszych do wielkiej wyższości umysłowej. Polegała ona prawie wyłącznie na doborze słów, na pewnej deklamacyi wymuszonej, która ludziom nieanalizującym treści, w istocie imponować mogła. Sam hrabia Tymoleon mąż jej, człek bardzo bogaty i umiejący nietylko robić, ale trzymać fortunę, mówił mało, — również jednak miał się za znakomitość i powagę jak żona.
Oboje oni zawsze mieli za złe kuzynce Eufrezyi, iż się im powodować nie dawała, mało żyła z nimi, i roztrzepana, gorączkowa szła tylko za własnej fantazyi natchnieniem.
Państwo Kozerscy mieli zamiar jednego z synów swych swatać księżniczce. Próbowali się w tym celu zbliżyć do księżny, ale imponująca hrabina Rosa nie mogła znieść tego, że się ks. Eufrezya jej sprzeciwiała, i waśniły się nieustannie. Prorokowali też i jej córce najstraszniejszą przyszłość, a proroctwo to na nieszczęście prawie się teraz ziściło...
Oprócz państwa Kozerskich, stary książę Herman, skąpiec bezdzietny, od stryjecznych stryjeczny jakiś brat nieboszczyka męża ks. Eufrezyi, znajdował się także. Uważano go za głowę domu, a że słynął z nagromadzonych milionów, kłaniali mu się wszyscy...