Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

liczki chudość zeszpeciła. Małego wzrostu, prosto się trzymająca, ze zbyt młodemi do swej twarzy ruchami, księżna matka była ruiną, która się kazała burzliwej przeszłości domyślać. — Trudno jej było długo spokojnie w jednem miejscu usiedzieć, poruszała się ciągle, rzucała rękami, sobą, trzęsła głową... a oczy jej biegając do koła, wracały co chwila ku córce. Śledziła w niej najmniejsze wrażenia, usiłując odgadnąć, co je spowodowało, i nieustanne rzucając pytania.
Księżniczka Jadwiga siedziała na kanapie wsparta na rączce białej, trochę długiej, chudawej, nieładnej lecz wypieszczonej jak one... Nie była piękną, ale właśnie znajdowała się w tej, często prędko przemijającej życia chwilce, gdy młodość opromienia i wdziękiem swym złoci nawet to, co pięknem być nie może.
Twarzyczka blada, żółtawa, przezroczystej cery, trochę za nadto przedłużona, z czołem zbyt wysokiem, z noskiem kształtnym, — wydawała się starszą niż miała prawo. Usta szerokie, zaciśnięte, odznaczał wyraz energiczny, samowolny, despotyczny niemal. Oczy w pięknej oprawie, ciemne, nieoznaczonej barwy patrzały razem śmiało jakoś i smętnie. Kształty postaci nie wypełniły się jeszcze, bo może się nigdy zaokrąglić nie miały, lecz okrywała je skóra delikatna, a maleńkiej ułomności, dzięki sukienkom i różnym środkom dopełniającym, wcale widać nie było. Średniego wzrostu, słuszniejsza od matki, księżniczka Jadwiga miała wiele dystynkcyi w ruchach, i choć niepiękna, czyniła wrażenie oryginalnym twarzy wyrazem. Młodziuchna zdawała się niemal starą, tak siebie była pewna i odważnie w świat i na ludzi spoglądała...