Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennica na tronie.djvu/324

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Syn, który wszedł właśnie, gdy powracała ze swojej kapliczki, zdziwił się na widok posępnego oblicza matki.
— Lekarze — odezwał się otwarcie — nie czynią już najmniejszej nadziei ocalenia jej... Raz tedy swobodniej odetchniemy, bo z nią zaginie cały system, który ona z Choiseulem królowi narzuciła. Zmienić się musi wszystko. Król jest wyczerpany i znużony.
Mówiąc to, delfin spojrzał na matkę, która mu tylko westchnieniem odpowiedziała. Właśnie do salonu królowej wchodził prezydent Hénault. Ku niemu zwróciła się królowa Marja.
— Ludwik się cieszy — odezwała się — i radby we mnie obudzić radość, jaką w nim budzi spodziewany zgon margrabiny. Wierzcie mi, choć nam ta kobieta tyle złego zrobiła, nie mogę się oprzeć uczuciu politowania dla niej... Wątpię, ażeby była szczęśliwą, a bardziej jeszcze, by umierała spokojną.
Delfin stał wielce zdumiony.
— Trzeba być takim jak ty, kochana matko, aniołem dobroci, aby nad taką istotą czuć politowanie.
— Trzeba być tylko chrześcijanką, — odparła spokojnie królowa — bo przebaczenie jest dla nas obowiązkiem. Zresztą, Ludwiku mój, wierz mi, że zgon jej więcej może powinien budzić obawy, niż radości. Wiemyż, co po niej nastąpić może?!
— Mogłożby być co gorszego? — przerwał delfin.
Wśród milczenia nadeszła księżna de Luynes, na którą królowa spojrzała wzrokiem pytającym.
— Włodek przyjechał z Choisy — szepnęła królowej na ucho. — Przywozi dla nas niepomyślną, ale dla chorej dobrą wiadomość. Przyjaciele jej cieszą się, spała w nocy, gorączki nie ma, mówi o wstaniu i przechadzce.
— Niech Włodek przyjdzie — odpowiedziała królowa.
Księżna de Luynes, doszedłszy do drzwi, dała znak, i po niedługiem oczekiwaniu Włodek, zawsze tu wi-