Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennica na tronie.djvu/325

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tany przyjaźnie przez całą królewską rodzinę, zbliżył się z poszanowaniem do krzesła królowej.
— Mówią, — odezwała się, dając mu rękę do pocałowania, Marja — że dobrą przywozisz wiadomość z Choisy.
— Dobrą? — podchwycił Włodek z przekąsem — nie wiem, jak ją nazwać, ale że pewną, za to ręczyć mogę. Margrabina ma się znacznie lepiej. Słyszałem o tem z własnych ust marszałkowej de Mirepoix, którą znać mam szczęście i która mnie przez roztargnienie zapewne do przyjaciół margrabiny zalicza. Uszła gorączka, powrócił sen, zaczęto już mówić o powrocie do Wersalu.
— Favart już począł pisać kuplety o zaćmieniu słońca, które ma nowym blaskiem zaświecić, a Cochin sztychuje ramki, w których się one umieszczą.
Czas jakiś panowało milczenie. Oblicze królowej nie zdradzało ani radości, ani zniecierpliwienia. Włodek, któremu się zdawało, że powinien był się tłumaczyć z tego, że tak niemiłą wszystkim potwierdził wiadomość, począł mówić o doktorach, którym margrabina powierzyła się w chorobie.
— Doktór Richard sam wprawdzie mi mówił o tem polepszeniu, — dodał wkońcu — ale ja nie mam wielkiej wiary w niego. Nie wiem, dlaczego pozbyto się starego Quesnay’a.
— O! Quesnay! — przerwała królowa — jest z pewnością jednym z najrozumniejszych medyków; ale najlepszego, niestety! nie użyją dla niej, bo go tam nie znają... Boga... Gdyby wyzdrowiała Pompadour, — dodała z uśmiechem — byłoby to słuszną karą Bożą nad nami, bośmy się nadto cieszyli nieszczęściem, jakie ją spotkało...
— Nie wszyscy tak są święci, jak w. król. mość — rzekł Włodek.
Scena, która się odegrała w apartamencie królowej, złagodzona jej charakterem i przytomnością, nie mogła dać wyobrażenia o tych, jakie się gdzie indziej