Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennica na tronie.djvu/273

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Towarzyszki zakrzyczały zuchwałą, ale królowa kazała jej mówić śmiało.
— Bądź otwartą, — rzekła — miej odwagę powiedzieć prawdę. Niestety! ja się sama poczuwam do winy. Proszę cię, mów...
— Nie będę tego taiła, — zaczęła się tłumaczyć zręczna sługa — alboż to nie obmowa i sąd niesłuszny, gdy pani nasza na siebie samą wymyśla to, czego nie popełnia?
Z dowcipnej tej odpowiedzi królowa wcale nie była rada.
Raz księżna de Luynes, najlepsza przyjaciółka królowej, doniosła, że wielu ludzi pewną czynność sądzi fałszywie, przypisując jej znaczenie, jakiego nie ma; nazwała nawet po imieniu damę, która się z tem wymówiła.
Królowa chłodno odparła na to:
— Bóg zna myśli nasze; On osądzi.
Nazajutrz zobaczywszy osobę, o której była mowa, królowa podeszła ku niej.
— Nie podziękowałam wam — odezwała się — za przestrogę, którąście mi dali, a za którą wdzięczną wam jestem; proszę was, mówcie zawsze otwarcie o mnie i przestrzegajcie, gdy czynności moich cel wątpliwym być może dla ludzi.
Tej pokory w życiu Marji są przykładów tysiące.
Nie mogąc przy sobie utrzymać męża, który umiał w niej szanować cnotę, lecz nie miał siły iść w jej ślady i zmienić trybu życia, choć zazdrościł jej popularności, jaką sobie zdobywała, — królowa zagrożona była ciągle oderwaniem od niej dzieci.
Starsze córki wychowywały się z początku bardzo kosztownie, wedle dawnych tradycyj, co spowodowało utrzymanie dla nich nadzwyczaj licznego dworu, profesorów, metrów, dozorców i t. p. Kardynał Fleury, pod pozorem oszczędności, doradził królowi i potrafił skłonić go, jakeśmy mówili, iż wychowanie młodszych powierzył zakonnicom w Fontevrault. Nie śmiano ich jednak usunąć całkiem z pod wpływu