Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennica na tronie.djvu/260

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pienia na tron nowej jakiejś Nesles, bo się ich już przebrało... — dodał, posłyszawszy westchnienie.
Włodek milczał czas jakiś, oczy trzymając wlepione w ziemię. Leszczyński usiadł niespokojny.
— Metresy niema! — dodał.
— Dotąd jej niema; — rzekł, ociągając się, przybyły — ale mówią, że za przyszłość ręczyć nie można.
— Skądże ten wniosek?
— Jabym nie śmiał wnioskować — odparł zapytany. — Jechałem tu do w. król. mości z tem także przekonaniem, że panowanie metres się skończyło, a król, który ciągle zaleca oszczędność i mówi o niej, dla niej się wyrzecze złego. Tymczasem po drodze z niepokojącą spotkałem się wiadomością.
Włodek powtórzył potem całą rozmowę z Lozilières’em, i twarz starca słuchającego zachmurzyła się... Wiedział z doświadczenia, że złym pogłoskom najczęściej wierzyć należy, gdyż nigdy prawie nie zawodzą. Uderzyło go i to, że zapowiadano metresę nie wybraną, jak dawniej, z pomiędzy dam dworu i arystokracji, ale umyślnie wziętą z ulicy.
— Nowa era! — zamruczał chmurno. — Jakąż nam niespodziankę gotują? Ludwik, to wiem, zabawiał się kuchmistrzowaniem; mieliżby mu do pomocy dodać kucharkę?
— Odgadnąć nic niepodobna; — przerwał Włodek, nie odpowiadając na ucinek starego — ale w samej tej myśli wybryku jest przewrotność i zręczność wielka. Nowość dla znudzonego króla jest wszystkiem.
Pewność, z jaką kapitan głosił nowinę, niektóre szczegóły, z któremi się mimowolnie wygadał, przekonywały, że nie był to jedynie plan, ale już zawiązana intryga, bliska urzeczywistnienia. Dosyć może było, aby jedna z tych małych karetek, które tak nieprzyzwoicie nazywano, przywiozła wieczorem wybraną istotę, do stojących pustką pokoików po księżnie de Châteauroux.
Stary król, który witał Włodka nadzieją lepszych czasów, pod wrażeniem tych plotek zasmucił się