Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennica na tronie.djvu/259

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jaciół u wieczerzy. Ci go bardzo serdecznie powitali, ciesząc się, że królowi przywozi zawsze pożądane od córki wiadomości.
Nazajutrz bardzo rano król był zaledwie po rannej kawie i w długim, podbitym futerkiem szlafroku palił tytuń z ogromnego cybucha, gdy przywołano do niego Włodka. Przywitał go twarzą wesołą.
Ten oddał mu naprzód list córki, który Leszczyński skwapliwie przeczytał cały, niekiedy łzy mając na oczach, a potem ucałowawszy go i położywszy na stole, zwrócił się do posła.
Usposobiony był czule i serdecznie; rozpoczął też rozmowę, badając Włodka o niego samego, okazując mu wielką miłość i szacunek. Wśród tego rozpytywania Włodek ciągle przybiegał do ucałowania ręki królewskiej.
— Maruchna pisze do mnie, — rzekł wkońcu Leszczyński — że wiele mi masz ustnie do opowiadania. Zaszłoż tam co nowego? a nadewszystko co pocieszającego? Co się dzieje z tym biednym królem?
— Biednym? — podchwycił Włodek.
— Tak jest biednym, — powtórzył król z przyciskiem — inaczej go nazwać nie można. Nie znam nad niego w świecie biedniejszego człowieka. Wszystko mieć, czem Bóg obdarzyć może, a w niczem nie smakować; zamiast miłości narodu, zarobić na jego wzgardę; nie słuchać ani głosu sumienia, ani napomnień religijnych, ani przestrogi z niebios.
Leszczyński powstał wzruszony.
— Wiesz? — rzekł ze łzami w głosie — jestem przekonany, że wkońcu znękany i nieszczęśliwy wróci na drogę prawa. Opatrzność się nim opiekuje, modlitwy żony go uratują — Bóg ich wysłucha... Widzisz tam, że już od śmierci tej nieszczęsnej Dame en roux wyrzekł się przynajmniej jawnogrzesznicy u swego boku. Toć już poprawa.
Mówiąc to, król spojrzał na Włodka, który tylko westchnął głośno.
— Przecież mi nie przyjeżdżasz zwiastować wstą-