Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennica na tronie.djvu/157

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nic — odezwał się król sucho.
Odpowiedź była tego rodzaju, że z niej nic wyciągnąć nie mógł pytający.
— Pragnąłbym wiedzieć, — dodał żywo — jakie są rozkazy w. król. mości na przyszłość.
Coraz posępniej marszczyła się piękna, ale surowa twarzyczka królewska.
— Wszystko pozostać ma jak było! — rzekł król cicho.
Bourbon, nie wiedząc, jaki ma nadać obrót rozmowie, a widząc, że Ludwik gniew w sobie tłumi, załamał ręce, padł na kolana przed królem i począł go błagać o przebaczenie.
— N. panie! — zawołał — jeżeli zawiniłem, to tylko przez zbytek mojej gorliwości w służbie w. król. mości. Raczcie mi to przebaczyć...
Ludwik chciał się cofnąć, nie dając tego przebaczenia, gdy książę za rękę go pochwycił.
— N. panie! — powtórzył — proszę o przebaczenie!
Było to uznanie się winnym. Żywo, ale niechętnie, widocznie tylko dlatego, aby się pozbyć natręta, Ludwik XV rzekł tonem bardzo obojętnym:
— Przebaczam wam...
W tej chwili Marja zamierzała zbliżyć się ku niemu, poruszyła się z miejsca, ale król, zobaczywszy ten ruch, pośpiesznie wybiegł z pokoju.
Nie można było się łudzić: sprawa Bourbona została bezpowrotnie przegraną. Marja czuła, że i ona za niego musi zostać ukaraną, bo Ludwik XV nie uznał nawet za właściwe ani sobie jej przypomnieć, ani uspokoić.
Wina księcia de Bourbon była tem większą i pociągała za sobą tem groźniejsze dla niego następstwa, że cały spisek, osnuty niedorzecznie, obracał się na tej audjencji, jak na osi, rachowano, że król da się przekonać i dla spokoju wprost Fleury’ego oddali, pozbędzie się go raz na zawsze z rady państwa.
Samowolnie więc zarazem dany był rozkaz odźwier-