Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennica na tronie.djvu/156

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ich samych zostawić. Odwaga i przytomność ją opuściły.
Ks. Bourbon, rachując na to, iż przytomność królowej będzie mu pomocą, lękając się już pozostać sam na sam z kuzynem, odezwał się, zwracając ku niej:
— Zdaje mi się, że jego król. mość wolałby widzieć n. panią świadkiem rozmowy.
Królowa stała w progu, niepewna, oczekująca.
— Proszę zostać — zawołał król krótko i nakazująco.
Nastąpiła chwila przykrego milczenia. Król podszedł kilka kroków, a Marja ustąpiła ku oknom, jak mogła najdalej, aby rozmowie pozostać zupełnie obcą.
Bourbon rozpoczął ją naprzód od tłumaczenia się...
— W. król. mość przebaczysz mi, — odezwał się — iż środka tego użyć musiałem, abym powierzone mi pismo do rąk w. król. mości oddał bez świadków. Nie miałem nigdy szczęścia być dopuszczonym do w. król. mości, w czasie, gdy byłeś sam...
Nic nie mówiąc, sztywny, dumny Ludwik XV, widząc, że książę list dobywa z kieszeni, wyciągnął rękę.
Było to pismo dosyć rozwlekłe kardynała de Polignac, zawierające oskarżenie przeciwko kardynałowi de Fleury, wszystko to, co Bourbon miał przeciwko niemu, znalazło w Polignacu wymownego tłumacza.
Pomimo młodości króla i jego niedoświadczenia, na twarzy czytającego nie można było rozpoznać, jakie to na nim czyniło wrażenie. Żadnego poruszenia, zdumienia nawet nie znalazła w nim królowa.
Nadzwyczaj obojętnie i powoli przeszedł oczyma tę misywę i nazad ją, nic nie mówiąc, wręczył Bourbonowi, który czekał rozgorączkowany na odpowiedź, napróżno.
Ludwik XV zaczął poprawiać i pociągać koronkowe mankiety, spojrzał w zwierciadło, zwrócił wejrzenie na żonę, patrzącą za okno — milczał.
— Co w. król. mość sądzi po tym liście Polignaca? — zapytał Bourbon.