Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennica na tronie.djvu/110

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z rezygnacją przyjmowali ten wyrok, chociaż on córce łzy z oczów wyciskał... Protestowała.
— Publicznie z sobą do stołu zasiadać nie potrzebujemy, — mówiła cicho — ale prywatnie ja żadną etykietą związać się nie dam i żadna siła ludzka, żaden markiz de Dreux nie zmusi mnie, abym się rodziców moich zaparła. Prawo niemoralne, przez to samo prawem być przestaje.
Zaniedbanego dotąd eks-króla Polski potrzeba było na rozmaity sposób tytułami i oznakami czci podnosić, co on bardzo obojętnie przyjmował.
Francuzi zdumiewali się tej jego krwi zimnej na każdym kroku. Trafiło się raz, że Leszczyński pismo Ludwika XV, dla córki miłe, odebrawszy, z uniesieniem podpis na niem ręki króla pocałował. Francuzi widzieli w tem coś tak ekscentrycznego, tak śmiesznego, iż długo potem uspokoić się nie mogli. Pomimo takich dowodów wdzięczności dla zięcia przyszłego, Stanisław wcale swem szczęściem upojonym nie był.
Codzień prawie między nim a córką toczyły się rozmowy, jak im wzajem siebie braknąć będzie, jak myślami gonić się będą musieli. Maruchna ukochana szczególniej bolała nad tem, że rady ojca we wszystkich życia zadaniach zasięgać nie będzie mogła. Leszczyński powtarzał:
— Kazano ci się wyrzec nas i naszej Polski dla tej Francji, która cię za córkę swą przyjmuje, aleś nie powinna całkiem o twej ojczyźnie zapominać; ona była twą pierwszą matką, a tej, jako rodzonej, żadna przybrana w sercu zastąpić nie może. Smutno mi pomyśleć, że dzieci twoje, moje wnuki, nawet mowy tej znać nie będą, którą ty w pierwszej modlitwie podniosłaś się ku Bogu!
Naówczas pocichu, zasmucona, szeptała przyszła królowa:
— Całe to moje wielkie szczęście, którego mi tak