Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennica na tronie.djvu/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ludzie zazdroszczą, musi być pasmem niewoli. Tyle tylko, że kajdany będą złocone.
— Dziecko moje, — pocieszał ojciec — a któż na ziemi i w życiu tem niewolnikiem nie jest? Najgorsza jednak, kto własnych namiętności jest poddanym. Tej niewoli królowie, tak dobrze, jak chłopki, są podlegli. Życie monarchów, jeżeli sumienie im przewodniczy, jak żołnierza na straży, jest nieustającem czuwaniem i nieustanną podległością. Rozpasanej swobody nikomu nie trzeba zazdrościć.
Takiemi rozmowami codzień się do życia przyszłego sposobiono.
Z Paryża nadsyłane nie urzędownie, ale poufnie osoby przygotowywały do wymagań różnych, które wszystkie prawie zmierzały do oddalenia rodziny od królowej. Tej familji nie wstydzono się wprawdzie, ale obawiano, chociaż Leszczyński najsurowiej się zobowiązał ani dla siebie, ani dla swoich nie korzystać z tego wywyższenia córki.
Lecz gdy on tak zamierzał usunąć się od świata, odosobnić, zamknąć, mnodzy pisarkowie, literaci, poeci, artyści, znając jego zajęcia i gusta, wróżyli sobie, że dom króla uczynią gniazdem, pośredniczem jakiemś ogniskiem pomiędzy światem literackim a młodym Ludwikiem XV, chociaż dotąd nie okazywał on najmniejszej sympatji, żadnego zajęcia piśmiennictwem i poezją, a sztuka posługiwała mu tylko do ornamentacji życia.
Z wymuszoną zawsze kroczący powagą, wychowanek Fleury’ego parskał czasem i wybuchał śmiechem na dowcipne słowo, ale najczęściej było ono jednym z tych konceptów dosadnych, którym barwa ulicy nadawała siłę.
Z poetów u króla nikt nie miał uznania, ani łaski. Im ostrzej dowcip rzucał się na uświęcone powagą wieków prawdy i obyczaje, tem król surowszym karcił go chłodem.