Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Któś T.2.djvu/29

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

konkurrentem, dlaczegoby miał być przeciwnikiem?
— A! a! — zawołał, rozgrzewając się coraz mocniej Nitosławski — nie rozumiecie więc tego, kochany p. Antoni, że są wrodzone takie nieprzyjaźni, niechęci, wstręty, które się rodzą od pierwszego wejrzenia. Ja mam wstręt okrutny do niego i jestem pewny, że on też musi mi być nieprzyjacielem.
— Imaginacya! — uśmiechnął się hrabia. Panną się zająłeś mocno, rozbujała fantazya — i roisz. Słowo daję.
Chcesz, abym ja zbliżył się do niego i starał się go wybadać, albo nawet was z sobą zapoznał? Toby było może najlepszem.
Nitosławski się wzdrygnął.
— A! nie — rzekł — jeśli chcecie się do niego zbliżyć, nie mam nic przeciw temu — co do mnie — byłoby mi to tak przykrem, że chyba ostateczność mogłaby mnie zmusić.
Dobrodusznie, niebiorąc tego bardzo do serca, hrabia począł mruczeć, iż postara się w tem rozpatrzeć.
— Miej tylko cierpliwość, p. Wacławie — proszę o nią.
Cała ta historya waszego ojca, tego pół miliona i ukrytego syna, zdaje mi się być owocem fantazyi. Mógł się kochać w ukraińskiej dziewczynie;