Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Któś T.2.djvu/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Cóż tu na to radzić? — hę?
— Nie mam najmniejszej skazówki, mogę się mylić — mówił Wacław po chwili — ale prawdopodobieństwo jest za mną. Jak ci się zdaje?
— Rzecz to bardzo niepewna — odparł hr. Antoni — są czasem dziwne natury igraszki. Potrzeba-by koniecznie dojść: zkąd pochodzi i kto jest ten Horpiński?
— Tak — lecz właśnie, co mi najwięcej daje do myślenia, to — że się o nim nic dowiedzieć nie można — zawołał Nitosławski. Niejaki Paczuski, patrz — oto ten, co tam z p. Salvatorem siedzi przy oknie, zadał był sobie pracę szpiegowania go, dochodzenia. Poznałem się z nim umyślnie; jest gadatliwy, nie lubi tego Horpińskiego, wyśpiewał mi chętnie, co wie, i przekonałem się, że nie wie nic.
Przyznasz, mój hrabio, że kto się tak ze swem pochodzeniem tai, ten coś ma do ukrywania.
Hrabia, widocznie skonwinkowany, małemi haustami dopijał chartreuzę i ramionami poruszał.
— Nie widzę jeszcze — dodał po namyśle, dlaczegoby ten pan wam miał być nieposłusznym i chciał szkodzić.
Mówiłem i powtarzam, iż tego jestem pewnym, że się o p. Michalinę nie stara.
Chociaż zdaje się być człowiekiem zamożnym, ale zawsze to nie dla niej partya. I że nie jest