Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Któś T.2.djvu/233

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

milcząca. Naturalnie, o Sylwanie wspomnieć się nawet nie godziło. Baron, chociaż nadzwyczaj grzeczny, nic nie czynił, aby gościowi i żonie dopomódz — ożywić stygnące półsłowa.
Michalina wreszcie o matce i jej ostatnich godzinach nieco opowiadać zaczęła, ze łzami na oczach, czego dosłyszawszy mąż, schylił się ku niej, pocałował w rękę i prosił, aby się bolesnemi wspomnieniami nie poruszała — gdyż to jej zawsze szkodziło.
Przybycie proboszcza, trochę ożywiło rozmowę; ten potrafił barona zająć jakiemiś wiadomostkami, a pani domu dozwolił poufniej się rozmówić z przyjacielem. Zapytała go: Jak dawno miał wiadomość od Sylwana i co się z nim działo? Wojtek musiał się przyznać, że listy, od Rzymu począwszy, przestały przychodzić, że się go spodziewa z powrotem.
Nie potrzebował też taić przed nią, że nadzwyczajny zbieg okoliczności dozwolił mu przywrócić Horpińskiemu prawa urodzenia i nazwiska.
Oczy Michaliny, gdy słuchała opowiadania, nabrały nadzwyczajnego blasku: zarumieniła się, a potem nerwowe drżenie muskułów twarzy — okazało jak była poruszoną a pracowała nad sobą, aby tego nie okazać.
Wierzbięta skończył pośpieszną trochę relacyą swą, której lękał się, aby mu nie przerwano; mło-