Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Któś T.2.djvu/199

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Monaka, Cannes, — nie jestem ciekawy. Wierzę na słowo, że tam cudownie pięknie być musi i że kunszt wiele zrobił, gdzie tak łatwo stworzyć coś było.
„Zawrócę się więc pewnie nazad i wprost pojadę do Florencyi, gdzie zabawię dłużej....
„I za to ręczyć nie mogę. Gdy jadę, zdaje mi się, że się będę mógł zatrzymać i zająć; gdy przybędę, niesmak mnie ogarnia, nic nie zaciekawia i nie wiąże: ruszam więc dalej.
„Florencya, od czasu, jakeśmy ją zwiedzali razem, przebyła straszną kryzys, na chwilę była stolicą; a teraz ma być znowu pustką, tem więcej rażącą, że rozmiary jej urosły i pustynia stała się widoczniejszą.
„Jest to jakby rozwiedziona małżonka królewska — płacząca po tym, co ją opuścił, i żal mająca do niego.
„Chciałem się wybrać do gospody z grotą — w której — pamiętasz, jedliśmy tak wesoło podwieczorek tak obrzydliwy... Jużem się przygotował na tę wycieczkę, już miałem kapelusz w ręku. Przyszła myśl — po co? i zostałem w miejscu, słuchając z okna hotelu ryku osłów w porcie. Co za chór! jaka muzyka! Orkiestra Wagnera!

Bolonia.

„Nie pytaj mnie: dlaczego jechałem na Bolonią? a nadewszystko: dlaczego się tu zatrzymałem?