Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Któś T.2.djvu/198

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

„Umyślnie spytałem: co-by do widzenia było? Odpowiedziano mi.
„— Campo Santo.
„Miało to być coś nowego — pojechałem. Cmentarz przepyszny, jak z igły, wspaniały, majestatyczny, zimny i nic nie mówiący, ale — doskonały interes.
„Jest to przedsiębierstwo akcyjne, które dobre przynosi procenta, szczególniej, gdy ludzi dużo umiera. Genueńczycy tym pomysłem są dumni, zyskali monumentalnego coś i zrobili dobry interes.
„Nie jest-że to w duchu wieku: wszystko aż do łez wyzyskać? Gdy jedni płaczą, drudzy obrachowują procenta. Postęp ogromny.
„Campo Santo w Pizie, posypane drogą ziemią przywiezioną z Jerozolimy, ze swemi freskami dantejskiemi, — to było wcale co innego.
„Należy zanotować, że nowe Campo, w którem są piękne a trywialne posągi, daje zarobek rzeźbiarzom. Każdy, co się szanuje trochę, musi się o monument, choćby z szarego postarać marmuru. Szary marmur na grobowcach wcale przyzwoicie wygląda, a sądzę, iż od białego z Carrary tańszym być musi.
„Czuję się trochę zmęczonym, ale cóż robić w Genui? I tu nikt mnie, a ja też nikogo, nie znam.
„Miałem myśl puścić się tą naszą drogą starą — Korniszy, ale ją popsuła kolej żelazna. Nizzy,