Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Któś T.2.djvu/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

siebie — ale u niej wszystko naprzekór. Gdy szczęście przychodzi, odwraca się od niego, a za biedą gonić gotowa.
Pynia teraz więcej siedziała w izbie czeladnej. Hawryszko dla niej był wspomnieniem opuszczonej ziemi, po której tęsknota się obudziła.
Nie nalegał Sylwan, chcąc dzieła dokonanie zostawić czasowi; nie wątpił, iż do wiosny zwolna Horpyna da się przekonać i uprosić. Pocichu wszystko przysposabiano nieznacznie do wielkiej podróży.
Stara, wiedziała to, czy nie, lecz nie okazywała po sobie, żeby rozumiała, co ją czeka. Jej skrzynie stały nietknięte, ona nie sposobiła się do wyjazdu.
Horpiński, raz tylko wciągu zimy tej udał się do Warszawy, aby sprzęty swe, książki, rzeczy, wszystko co miał, tam sprzedać i zerwać zupełnie z życiem miejskiem.
Obudziło to, naturalnie, ciekawość, bo tajemnicą być nie mogło. Emil Paczuski starał się z tego jakiś wniosek wyciągnąć, czegoś się domyśleć, biegał, nastręczał się do kupna różnych przedmiotów, lecz języka nie dostał.
Utrzymywano powszechnie, iż Horpiński nabyć gdzieś musiał dobra, do których się miał przenieść. Zapytywany, nie zaprzeczał, lecz objaśnień