Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Krwawe znamię.djvu/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

spieszył się wytłumaczyć i zaprotestować, że nie żadne inne uczucie, tylko miłość bliźniego kazała mu starać się poznać ludzi, aby im według możności być użytecznym.
— A! księże proboszczu dobrodzieju, rzekł niby z lekką urazą — jakże mnie też złote serduszko wasze mogło posądzić, abym miał jakieś powody nie całkiem czyste, a uchowaj Boże interesowane do wciskania się w poufalszą znajomość państwa Spytków?.. Jakże mnie to boleśnie, ojcze mój, iż w anielskiem sercu waszem na lepszą jeszcze nie zasłużyłem sobie opinię!... Ale świadkiem Ten, który wszystko widzi i czyta w sercach ludzkich najskrytsze myśli, iż ja mizerota, któremu los i praca własna nad wszelką zasługę poszczęściły, com się w pocie czoła a za wyraźną opieką Bożą dorwał kawałeczka chleba — mam go do syta i niczego już nie pragnę, byle tam to chudopacholstwo moje zachować w całości, a przekazać na dobre uczynki, kościołki ubogie, szpitaliki, mszyczki i w ręce poczciwych...
— A no dość, dość, — przerwał ks. Ziemiec, — to była dykteryjka, aby gadać. Rozdawaj waść karty, a daj mi za to pamfila z ręki, tuza i króla.. i już tam o tych poczciwych Spytkach nie mówmy.
Zawiódł się tedy i tu pan Repeszko, ale za wygranę nie dał.
Wkrótce po przybyciu swem w Lubelskie był on, jak wspomnieliśmy, w Mielsztyńcach, ale odwiedziny te wcale go nie zaspokoiły. Pojechał potem raz drugi i zdawało mu się, że został przyjęty zimniej jeszcze. Nie zraził się tem, ale czuł że mu nie wypadało tam wciskać się znowu bez powodu; szło tedy o znalezienie takiego, aby się wyszukanym nie zdawał.
Było to jakoś na wiosnę, zatykano łąki. Repeszko, który sam wszędzie być musiał, a majątku jeszcze nie znał tak drobnostkowo, poszedł na granicę do Mielsztyniec, dla dopilnowania sprawy.
Na miejscu znalazł kilku ludzi swoich i mielsztynieckich; nie kłócili się oni ale żwawo spierali. Po-