Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Krwawe znamię.djvu/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nie było jednak innego środka, tylko już ślusarza sobie przybrać, zakląwszy go aby święcie tajemnicy dochował. Proboszcz zamówił na następną noc bardzo pobożnego majstra, który miał robotą kierować. Spuścili się tedy do wykopanego dołu i przy stoczkach i świeczkach dłubali. Cóż jegomość powiesz. Miesiąc upłynął, a rady sobie dać nie mogli, aż wszyscy powysychali na szczypy, ani jeść, ani pić, ani spać, zakrystyan już krwią pluć począł, gorączka go trawiła. Nareszcie w piątym pono, czy szóstym tygodniu, otwarły się wszystkie trzy zamki razem i wieko odskoczyło. Ale naprzód z niego jakby opar jakiś poszedł gęsty, który im oczy zaćmił i zatamował... Rzucili się wszyscy razem do skrzyni, spodziewając złota i drogich kamieni... No, jak się panu zdaje, co też znaleźli?
— Najszanowniejszy księże proboszczu dobrodzieju. — rzekł Repeszko — nic nie wiem, ani miarkuję.
— Na dnie... — kończył staruszek...
— Skrzynia więc nie była pełna? — przerwał Repeszko.
— Nietylko, że pełną nie była, dodał ze śmiechem ks. Ziemiec, ale całkowicie próżną... na dnie leżał zbutwiały kawałeczek pergaminu i maleńki pozłacany relikwiarzyk, mocno zaśniedziały, zawierający cząsteczkę szaty Chrystusowej, według tradycyi, obdartej przez żołdaka, gdy go obnażono, aby przybić na krzyżu. Relikwia ta wielkiej ceny, przywieziona z Jerozolimy przez jednego krzyżowca, była całym owym skarbem.
Pan Repeszko milczał zadumany.
— Otóż, — rzekł ksiądz Ziemiec, — niech w. pan dobrze zważa, aby z ciekawością i zachodem wielkim, kusząc się o otwarcie mielsztyńskiej skrzyni, także tam ino pamiątek i relikwi nie znalazł.
Zarumieniłby się był pan Repeszko, gdyby mu płeć śniada i opalona, do skóry wyprawnej podobna, dozwoliła blednąć i czerwienieć. Co tam pod tą maską nieprzebytą się działo, on sam tylko wiedział. Po-