Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom II.djvu/8

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
8

Konstancja, — tylko nie tu... nie trzeba żeby nas słyszano.
— Wszak nikt nas nie słucha.
— O! mury uszy mają, gdy idzie o życie i losy ludzkie.
Przeor wyszedł z nią na środek dziedzińca, gdzie nikt rozmowy posłyszeć nie mógł, a stara poczęła ostróżnie i cicho:
— O tém miałam xiędzu przeorowi powiedzieć, że się w twierdzy knuje zdrada.
— Jakże ty o tém wiesz? zapytał niewzruszony Kordecki.
— Ja nocuję w fórcie za murami, a w nocy słyszę jak się któś podkrada i rozmawia tu, tylko z kim dójść nie mogłam.
— Jak ci się zdaje, któż to być może...?
— Zdaje mi się, że szwargoczą po niemiecku — ale trudno ich było zrozumieć i podchwycić — To pewna, że znoszą się szwedzi z załogą, jak Bóg Bogiem prawda, niech xiądz przeor ratuje i radzi.
— Nie wieleżeś mnie nauczyła, rzekł Kordecki, i ja sam czegoś się domniemywałem; ale gdzież te rozmowy? w którém miejscu?
— Różnie, najczęściéj od wschodnio-południowéj strony, mój ojcze...