Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom II.djvu/333

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
333

z nami, moja jejmość, nie traćcie serca, kogo chce Wszechmocny ocali, a przedewszystkiém powinność!
— Niechże Bóg uchowa, żebym cię od niéj miała odwodzić, panie Stefanie, — odpowiedziała matrona z męzką dumą odwagi — żal mi tylko że z wami niebezpieczeństwa podzielać nie mogę. A jednak, pamiętaj jegomość że masz żonę i syna... nie zapędzaj się zbytecznie. I tu jesteś potrzebny i wszędzie.
Łzy puściły się z oczów żony i matki, żegnała męża i syna, dwie najdroższe na ziemi istoty; w ręku trzymając krzyżyk z partykułą drzewa żywota, żegnała nią i drżała błogosławiąc obu.
— Nie narażajcie się zbytecznie, nie narażajcie panie Stefanie, — mówiła nieco przerywanym głosem, łkając a starając się ukrywać łzy swoje. Jegomość pilnuj Stefanka, on jeszcze młody i niedoświadczony. Niech was Bóg strzeże, błogosławi, prowadzi i przyprowadza, w Imię Jego święte.
To mówiąc Miecznikowa, upadła na kolana schylając głowę i modląc się. Zamojski w milczeniu przestąpił fórtę, a przeor błogosławił Imieniem Boga Abrahama i Jakóba...
O! trzeba było widzieć ten obrazek prostéj