Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom II.djvu/260

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
260

o pokazujących się w powietrzu postaciach, o jakichś zjawiskach. Na co tu długo szukać czarów, wszystkie nasze klęski, niemi się chyba dadzą tłumaczyć, kilka tysięcy walecznego wojska, zwyciężców, walczą z dwumaset włóczęgów i zbieraniny, walczą tyle tygodni — i darmo!
— A na Boga! — zawołał z kąta Wejhard, — tegoby jeszcze nie stawało, żebyśmy i my sobie temi obozowemi plotkami głowy nabijali. Cóż to za dziwy? pan generał był ci zanadto powolnym, zbyt wspaniałomyślnym i miałeś mało dział... wlekło się traktowanie, potém słabe napady... ale dzielniéj uderzywszy.....
— A dzień dzisiejszy ?
— Ogień był źle skierowany.
— Znajdzie się przyczyna.
— Panie generale, wzięto ich z północy i południa, a tu właśnie przeciwnie — od wschodu należało się wysilić; trzeba było wszystkie działa na jednę ścianę użyć, i burzyć nie budowle, po których nam nic, ale jedne kortynę, wszystkiemi kartaunami.
— Dobra rada, hrabio, szkoda że późna!
— W sam czas, Wachler zbieg klasztorny.....
— Szpieg pański, — dodał Miller przerywając.